Na Wyspach Kanaryjskich rośnie napięcie na linii mieszkańcy kontra turyści. Ci pierwsi zapowiedzieli demonstracje na 20 kwietnia br. A w ostatnim czasie doszło nawet do wykonania antyturystycznego napisu graffitti na samochodzie na wynajem.
Wyspy Kanaryjskie nie mają własnego przemysłu, ani złóż ropy czy gazu, ale po bardzo trudnym okresie pandemii koronawirusa, kiedy zamknięto hotele, bezrobocie sięgało tu prawie 40 procent, gospodarka rozwija się dzięki licznie przybywającym turystom. W tym roku archipelag odwiedziło prawie 5 mln osób.
Organizatorzy protestów przeciwko wypracowaniu nowego modelu ekonomicznego Wysp Kanaryjskich, zaplanowanych na 20 kwietnia, apelują o zachowanie powagi podczas zbliżającej się demonstracji, która zakłada jednoczenie wszystkich wysp na archipelagu pod hasłem „Wyspy Kanaryjskie mają limit”. Do protestu zamierza przyłączyć się już pięć najchętniej odwiedzanych przez turystów wysp (Teneryfa, Gran Canaria, Fuerteventura, Lanzarote i La Palma). Manifestanci chcą pikietować na rzecz ochrony obszarów naturalnych, moratorium turystycznego i surowszych przepisów dla obcokrajowców kupujących nieruchomości”, choć obowiązują tu takie same przepisy, jak w całej Unii Europejskiej (Wyspy Kanaryjskie należą politycznie do Hiszpanii).
PSOE (obecnie rządąca partia w Hiszpanii) – filia z Lanzarote jest pierwszą kanaryjską organizacją socjalistyczną, która formalnie wspiera demonstrację przeciwko przeludnieniu i obecnemu modelowi turystyki.
Kolejnym etapem nienawiści do turystów jest fakt z Teneryfy (najliczniej odwiedzanej wyspy przez turystów).
Jak pisze kanaryjska gazeta El Dia nieznany sprawca na samochodzie wypożyczanym od znanej firmy Cicar namalował antyturystyczne napis. Zdjęcie pojazdu udostępnił w mediach społecznościowych dziennikarz Yendy Hernández. Na boku auta pojawiły się dwa namalowane słowa: „Go Home” (Tłum. Do domu).
https://www.eldia.es/tenerife/2024/04/14/go-home-aparece-pintada-coche-tenerife-101067163.html
Tymczasem w niektórych miejscach na budynkach i murach przy deptakach spacerowych pojawiły się w tym roku antyturystyczne napisy.
„Turyści, wracajcie do domu”, „Moja nędza, wasz raj” lub „Średnia pensja na Wyspach Kanaryjskich wynosi 1200 euro na rękę”.
Artykuł w bytyjskiej gazecie Daily Mail napisał, że brytyjscy turyści (najliczniejsza grupa turystów na Kanarach – ponad 4 mln osób rocznie) podróżujący na Wyspy Kanaryjskie spotkali nie tylko „anty-turystyczne graffiti, ale też napięte przyjęcie ze strony miejscowych”. Mieszkańcy twierdzą, że mają dość hałasu i zanieczyszczenia śmieciami, które pojawiają się wraz z sezonowym napływem turystów, głównie w okresie letnim. Dodatkowo obwinia się jeden z popularnych portali rezerwacyjnych Airbnb za podnoszenie kosztów wynajmu i kosztów życia mieszkańców wyspy.
Tabloid Daily Mail napisał też, że mieszkańcy wysp wezwali już do „ściślejszej kontroli” oraz że „miejscowi są zmuszani do przeprowadzki”, wskazując, że turyści „są za to odpowiedzialni” lub że cyfrowi nomadzi „nie są tu mile widziani”. W toczącej się dyskusji Anglicy odpowiedzieli wiadomościami w mediach społecznościowych słowami: „Odp…cie się, płacimy wam pensje!”
Prezydent autonomii Wysp Kanaryjskich, Fernando Clavijo (Koalicja Kanaryjska), wezwał do zachowania „zdrowego rozsądku” tych, którzy protestują przeciwko turystyce, ponieważ jest ona „głównym źródłem zatrudnienia i dobrobytu” całego archipelagu.
Z kolei Stowarzyszenie wynajmu wakacyjnego Wysp Kanaryjskich (ASCAV) opowiedziało się za wprowadzeniem podatku ekologicznego na Wyspach Kanaryjskich. Opłata ta miałaby dotyczyć „wszystkich obiektów zakwaterowania turystycznego znajdujących się na Wyspach Kanaryjskich”, a dochody miałyby zostać „w całości przeznaczone na promocję mieszkań socjalnych dla rodzin z Wysp Kanaryjskich” – wyjaśnia prezes organizacji Doris Borrego, w wypowiedzi dla angielskojęzycznej gazety Canarian Weekly.
Foto: Yendy Hernández / Żródło: eldia.es